Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/053

Ta strona została przepisana.

zwierzęcia podobało. Maciej Strux przesiadał się to na wóz, to na wierzchowca, był ciągle w ruchu, ale nikogo słówkiem nie obdarzył. Palander, nadzwyczaj lichy kawalerzysta, przykrzył sobie tę jazdę i po największéj części maszerował pieszo, ale zato umysł jego wciąż pracował nad rozwiązywaniem najtrudniejszych zadań matematycznych.
Jeżeli noc rozdzielała Emerego i Zorna, zmuszonych przepędzać ją w osobnych sypialniach, to zato w dzień wynagradzali sobie to rozłączenie. Dwaj ci młodzi ludzie z każdym dniem ściślejszą zawierali przyjaźń, którą przygody wyprawy miały jeszcze silniéj zespolić. Częstokroć oddalali się od głównego orszaku, to zbaczając, to wyprzedzając go, zwłaszcza też w równinach, gdzie na odległą przestrzeń widzieć mogli ekpsedycyę; w takich chwilach czuli się niezmiernie swobodnymi w tych rozległych przestworach: wówczas inny świat rozwijał się przed nimi: cyfry, zagadnienia, obserwacye, rachunki, wszystko to pogubiwszy po drodze, rozmawiali o przedmiotach żywych i pięknych. Nie byli to dwaj astronomowie przykuci do lunety południkowéj, albo obliczający elementa jakiejś nowo odkrytéj asteroidy, ale jakby dwaj studenci, używający rozkosznych wakacyj. Przedzieranie się przez bory, wyścigi po rozległych równinach cieszyły ich, jak dzieci; całą piersią wciągali orzeźwiający oddech przestrzeni. Śmiech serdeczny, zapomniany w obserwatoryach przy poważnéj i żmudnéj pracy, doścignął ich tutaj i wetował sobie lata stracone na przebywaniu z kometami i gwiazdami spadającemi. Z nauki bynajmniéj nie szydzili, bo jeżeli kiedy niekiedy wymknął się któremu dowcipny żarcik z marmurowéj powagi mędrców, na czele karawany jadących, tobyś w nich cienia złośliwości nie dostrzegł. Dusze te młode, kochające, zdolne do uczuć, miłości, przyjaźni, poświęceń, dziwnie odbijały od zimnych naczelników Everesta i Struxa, z których nauka i słowa porobiły automaty, poruszane sprężynami powagi i chłodu.
Właśnie zajmując się rozmową o tych uczonych mężach, obadwaj udzielali sobie o nich objaśnień.
— Czy wiesz, kochany Williamie, — mówił Michał Zorn —