wała się ze wszystkiemi ostrożnościami, jakich użyto przy pomiarze pierwszego trójkąta; prace postępowały pomyślnie — dotąd nie napotkano nigdzie ważniejszéj przeszkody; ciągła pogoda sprzyjała pomiarom, a grunt nie przedstawiał żadnéj nieprzezwyciężonéj trudności, ale być może, iż przez zbyteczną swą równość nie był absolutnie przydatnym do pomiarów. Był-to jakoby nieprzejrzany step zieleni, przecięty strumieniami płynącemi między rzędami „karrchutów“, drzew z kształtu liści podobnych do wierzby, których gałęzi Bochjesmanowie używali na łuki. Grunt ten, zasiany odłamami skał zwietrzałych, w których skład wchodziła mieszanina glinki, piasku i rudy żelaznéj, w niektórych miejscach był bardzo jałowy. W miejscach takich niknęły wszelkie ślady wilgoci, a całą roślinność stanowiły pewne krzewy gumowe, zdolne oprzéć się największéj suszy; otóż na téj rozległéj płaszczyźnie nie widać było żadnego wzniesienia, któreby można obrać za punkt trygonometryczny; uczeni więc musieli albo stawiać słupy, lub też stawiać piramidy trójkątne, wysokie na dziesięć do dwunastu metrów. To pociągało za sobą stratę czasu i wstrzymywało postęp tryangulacyi. Po zrobieniu wymiaru, musiano piramidę rozbierać i transportować ją o kilka mil daléj, a tam wznosić znowu wierzchołek nowego trójkąta. Ściśle jednak biorąc, postępowanie to nie stanowiło znowu tak bardzo wielkich trudności. Osada statku, do téj czynności użyta, wywiązała się z zadania bardzo zręcznie; ludzie ci, dobrze poinformowani, robili szybko i dobrze i zasługiwaliby na zupełną pochwałę, gdyby nie pewny rodzaj zazdrości narodowéj, która czasami siała między nimi ziarno niezgody.
W istocie zawiść nie do wybaczenia, dzieląca dwóch naczelników wyprawy, Everesta i Struxa, podburzała także niekiedy majtków jednych przeciwko drugim; William Emery i Michał Zorn używali całéj swéj roztropności, dla złagodzenia tych zgubnych objawów, ale niezawsze się to udawało. Ztąd powstawały spory, mogące pomiędzy tak mało okrzesanymi ludźmi, jak majtkowie, wyrodzić się w opłakane zatargi. Pułkownik Everest i Mateusz Strux pośredniczyli w takich razach, ale w sposób
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/086
Ta strona została przepisana.