nagle usłyszano zdala szczekanie psów, a wkrótce potem, z po za zakrętu zarośli aloesowych, leżących po lewéj stronie obozu, ukazał się Mokum, pędzący szybko na swojéj żebrze.
Bushman wyprzedził karawanę i zbliżył się ku Europejczykom.
— Przybywaj, dzielny myśliwcze! — zawołał radośnie John Murray. — Zwątpiliśmy już o tobie. Wierz mi, że byłbym niepocieszonym, gdybym cię więcéj nie ujrzał; zwierzyna mnie unika, gdy nie mam przy sobie Mokuma. Pójdź, uczcimy twój powrót pucharem szkockiego usquebaughu.
Na te życzliwe i przyjacielskie słowa Mokum nic nie odpowiedział, lecz począł przypatrywać się twarzom wszystkich Europejczyków, z pewnym rodzajem niespokojności.
Pułkownik dostrzegł to natychmiast i zbliżając się do zsiadającego myśliwca, zapytał:
— Kogo szukasz, Mokumie?
— Pana Polandra.
— Czyż nie był z wami?
— Był, lecz nas opuścił i mniemałem, że go tu znajdę.
Usłyszawszy to, Strux szybko się zbliżył i zawołał:
— Co, pan Polander zaginął? uczony, powierzony tobie astronom, za którego odpowiadasz, a którego nie przyprowadziłeś? Mów natychmiast gdzie jest, co się z nim dzieje?
Słowa te Struxa obruszyły strzelca, który w téj chwili nie będąc na polowaniu, nie potrzebował być cierpliwym.
— Ech mój mości astrologu — odparł tonem rozdrażnionym — czy to pan do mnie mówisz? Cóż to, czy ja mam strzedz pańskiego towarzysza, który sam siebie upilnować nie może? Pan się mnie czepiasz, to pan źle robisz, rozumiesz pan!? Jeżeli pan Polander zgubił się gdzie, to sam sobie winien. Najmniéj dwadzieścia razy zawracałem go do karawany, gdy zatopiwszy się w swoich numerach, oddalał się, nie wiedząc nawet o tém. Ale przedwczoraj pod wieczór gdzieś mi zniknął i mimo najtroskliwszych poszukiwań, znaléźć go nie mogłem. Pan, co jesteś tak okrutnie mądrym i wszechwiedzącym, pewnie go odrazu znajdziesz.
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/098
Ta strona została przepisana.