Przed opuszczeniem obozu, Mokum wypożyczył od Numba psa; zwierz ten roztropny i sprytny, umiejący wybornie tropić, mógł być w poszukiwaniach wielce pomocnym. Dano mu do powąchania kapelusz Polandra; wciągnąwszy wiatr, bez wahania puścił się w stronę północno-wschodnią, zachęcany gwizdaniem swego pana. Mały orszak pośpieszył za psem i wkrótce zniknął w gęstych zaroślach.
Przez cały dzień pędzili za psem, tropiącym w różnych kierunkach: roztropne zwierzę wiedziało dobrze, czego po nim wymagano, ale dotąd nie zdołano odnaleźć tropów zbłąkanego matematyka, ani pójść na pewno za śladem. Biegło to naprzód, to zwracało się napowrót, wciąż nos przy ziemi trzymając, lecz właściwego tropu dotąd nie znalazło.
Uczeni ze swojéj strony nie zaniedbywali dawać wszelkiego rodzaju sygnałów, oznajmujących ich obecność w pustyni: wydawali okrzyki, strzelali, spodziewając się, że ich Polander usłyszy, jeżeli nie będzie roztargniony lub zamyślony. Przebiegli tym sposobem blizko pięć mil ang. naokoło obozu, gdy wieczór zapadł i przerwał poszukiwania. Wypadało je odłożyć do świtu.
Legowisko nocne obrali Europejczycy pod kępą drzew, obok ognia, który Mokum podtrzymywał z wielką starannością: wycia zwierząt drapieżnych, dające się słyszeć kiedy niekiedy, trwożyły ich o los Polandra. Biedak ten zgłodniały, wycieńczony, przejęty do kości chłodem nocnym, wystawiony na napaść hyen, tak licznych w téj stronie Afryki, czyż mógł mieć nadzieję, że go ocalą? Wszyscy tylko o tém myśleli. Całą noc prawie żaden oka nie zmrużył: radzili, projektowali różne sposoby wyszukania Polandra. Anglicy okazali tu tyle gorliwości, że nawet zacięty i zimny Strux czuł się wzruszonym; zdecydowano, że dopóki nie odnajdą Polandra, bądź żywego, bądź umarłego, będą szukać, choćby przyszło odłożyć pomiary do czasu nieograniczonego.
Nakoniec, po długiéj nocy, która im się wiekiem zdawała, brzask rozjaśnił niebo na wschodzie; konie osiodłano szybko i przedsięwzięto robić poszukiwania w szerszym daleko zakresie. Pies sunął naprzód, a jego śladem puścili się jeźdźcy.
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/101
Ta strona została przepisana.