towarzyszami. Na uwagę, zrobioną przez Williama w téj mierze, myśliwiec odpowiedział, że inaczej być nie może i plan ułożony musi być co do joty wykonanym. Emery uległ jego zdaniu.
Zaczynało dnieć. Szczyt góry oświecony poranną zorzą, zarumienił się jak pochodnia. Mokum upewniony, iż cztérej towarzysze umieścili się dogodnie w gałęziach sykomoru, dał znak pochodu. Bushman, John i krajowiec poczęli się wspinać na ścieżkę, kapryśnie pokręconą na prawéj ścianie wąwozu.
Trzéj ci odważni myśliwi postępowali kilkadziesiąt kroków zatrzymując się niekiedy i pilnie bacząc na dno parowu, którym pieli się w górę. Bushman był pewnym, że lwy po nocnéj wycieczce nie omieszkały wrócić do legowiska, bądź dla pożarcia zdobyczy, bądź dla odpoczynku. Może uda się je zejść śpiące i skończyć z niemi szybko.
W kwadrans po przebyciu wejścia do wąwozu, Mokum i dwaj jego towarzysze dosięgnęli usypiska przed kryjówką, o której im Zorn mówił: tu przysiedli do ziemi i badali miejscowość.
Była to jaskinia dosyć duża, któréj głębokość trudno było ocenić: szczątki zwierzęce, kupy kości zalegały wnijście; nie było wątpliwości, że to kryjówka lwów przez pułkownika wskazanych.
Lecz w téj chwili, wbrew oczekiwaniu myśliwych, jaskinia zdawała się być pustą. Mokum z odwiedzioną strzelbą posunął się ku otworowi i na kolanach pełznął ku niemu.
Jedném szybkiém spojrzeniem przekonał się, że była pustą.
Okoliczność ta, któréj wcale nie przewidywał, nasunęła mu inny plan: skinieniem przyzwał towarzyszów.
— Sir Johnie — mówił — zwierzyna nasza nie znajduje się w legowisku, ale tylko co jéj nie widać. Mniemam, iż dobrze uczynimy, zająwszy jéj miejsce. Mając do czynienia z takiemi żarłokami, lepiéj być oblężonym, aniżeli oblegać, zwłaszcza, gdy mamy armią ku odsieczy. Cóż myśli wasza cześć?
— Myślę tak jak ty, myśliwcze — odpowiedział Murray: — rozkazuj, a będę posłusznym.
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/112
Ta strona została przepisana.