Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/122

Ta strona została przepisana.

kolegów mitygowali się. Prześcigano się wzajemnie w gorliwości i można już było przewidzieć ostateczne udanie się przedsięwzięcia, gdy niespodziewanie nowa przeszkoda miejscowa zagroziła przerwaniem prac i rozbudziła uśpione niechęci.
Było to 11-go sierpnia; od wczoraj karawana ciągnięła krainą lesistą. Tego poranku wstrzymał pochód ogromny bór wysokopienny, którego granic dostrzedz nie było można na widnokręgu. Nic wspanialszego nad te masy zieleni, tworzące jakby olbrzymi szpaler, o ścianie wzniesionéj sto stóp nad ziemię. Rozmaitości i piękności drzew téj puszczy słowami oddać niepodobna; mieszały się tu najrozliczniejsze gatunki „goundy,“ „mosokosów“ i „mukomdów,“ drzew poszukiwanych do budowy okrętów; hebany niezmiernie grube, których treść była czarna jak węgiel; „bochinie“ o żelaznej mocy włóknach; „buchnerie“ z pomarańczowym kwiatem; wspaniałe czerwonolisty z pniem białawym a szkarłatném kwieciem; tysiące gwajaków, między któremi wiele miało pnie piętnasto-stopowego obwodu. Z głębokich tych mas wydobywały się dziwne szmery, niby szum morskiej fali, rozbijającej się na piasczystym brzegu. Wiatr przedzierający się przez ten ocean gałęzi, konał na krańcach lasu.
Zapytany Mokum przez pułkownika odpowiedział:
— To jest las Rawuma.
— Jak daleko ciągnie się ze wschodu na zachód?
— Na czterdzieści pięć mil.
— A z południa na północ?
— Około mil dziesięciu.
— A jakimże sposobem przedrzemy się przez tę puszczę?
— Przebyć jej niepodobna, bo niema żadnéj drogi przez nią. Jedyny sposób objechać ze wschodu, lub z zachodu.
Naczelnicy wyprawy, usłyszawszy stanowczą odpowiedź Bushmana, wielce się zakłopotali. Nie można było stawiać sygnałów w lesie, zalegającym płaszczyznę. Obejść ją, to znaczyło oddalić się na dwadzieścia do dwudziestu pięciu mil od linii południkowej, a więc nadzwyczajnie powiększyć roboty i dodać do istniejących przynajmniej tuzin nowych trójkątów.