Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/123

Ta strona została przepisana.

Trudność prawdziwa, przeszkoda naturalna istniała. Kwestya była ważna i trudna do rozwiązania. Jak tylko założono obóz wśród kępy drzew, o czterysta sążni od lesistej ściany, zeszli się wszyscy astronomowie na radę dla wyrzeczenia decyzyi; myśl trójkątowania pośród nieprzebytej puszczy odrzucono z góry; pracować w podobnych warunkach oczywiście było niepodobném; pozostawało tylko obejść las, z nałożeniem dwudziestu kilku mil po prawéj lub lewéj stronie południka, który środkiem przechodził.
Członkowie komisyi międzynarodowéj zadecydowali wreszcie obejście puszczy, mniejsza o to, na wschód, czy na zachód, ale właśnie to ostatnie błahe pytanie wywołało gwałtowną sprzeczkę pomiędzy Struxem i Everestem. Dwaj rywale, powściągający się od niejakiego czasu, wybuchnęli przy téj sposobności nanowo, z całą gwałtownością długo tajonéj niechęci. Napróźno koledzy chcieli ich umitygować: naczelnicy słuchać ich nie chcieli. Everest był za obejściem lasu na prawo, bo tym sposobem ekspedycya zbliżała się ku drodze, którą Dawid Livingstone zdążał w pierwszéj swéj podróży do wodospadów Zambezy: był-to wzgląd ważny, ponieważ kraj w téj stronie był więcéj znany i więcéj uczęszczany, nastręczał więc pewne korzyści. Strux upierał się przy lewéj, widocznie dla tego tylko, żeby się sprzeciwić pułkownikowi: gdyby ten był obrał kierunek na lewo, tamten głosowałby za prawym; sprzeczka wzmagała się coraz bardziéj i można było przewidywać, że nastąpi rozdwojenie komisyi.
Zorn, Emery, Murray i Polander, widząc, że nic nie poradzą, opuścili naradę, pozostawiając naczelników w zapasach. Obadwaj tak się zawzięli, że można nawet było obawiać się przerwania prac i prowadzenia dalszéj tryangulacyi przez obydwóch oddzielnie. Dzień ubiegł, nie sprowadziwszy porozumienia pomiędzy dwiema sprzecznemi opiniami.
Na drugi dzień, sir John Murray przewidując, że i przez dziś jeszcze nie nastąpi zgoda, zaproponował Mokumowi wycieczkę myśliwską; może tymczasem dwaj naczelnicy pogodzą się, a kawał świeżéj dziczyzny w każdym razie nie był do pogardzenia.