Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/124

Ta strona została przepisana.

Mokum, zawsze gotów, gwiznął na psa i dwaj myśliwcy zapuścili się w gęstwinę, przetrząsali brzegi lasu, to gawędząc, to tropiąc na kilka mil dokoła obozu.
Rzecz prosta, że rozmowa toczyła się głównie około wypadku, który przeszkodził prowadzeniu prac dalszych.
— Jestem prawie pewny — odezwał się Bushman — że będziemy sobie długo biwakować pod lasem Rawumy. Naczelnicy nasi nie ustąpią sobie i bez urazy pańskiej, podobni są dwom znarowionym koniom, z których każdy ciągnie w inną stronę.
— A to fatalna historya — odpowiedział Murray — i bardzo się boję, żeby to poróżnienie nie doprowadziło do zupełnego rozdziału. Gdyby nie interes nauki, niechby sobie głowy pourywali, nie dbałbym o to wcale, mój dzielny Mokumie. Obfitość zwierzyny afrykańskiéj dostarcza mi rozrywki; niechże się kłócą, a dopóki zgoda nie nastąpi, będę ze strzelbą w ręku uwijał się po lasach.
— Ba, czy tylkoż się pogodzą! Ja się tego bynajmniéj nie spodziewam i jestem pewny, że pobyt nasz tutaj, Bóg wie jak długo potrwa.
— Może być, może być! Naczelnicy nasi spierają się o rzecz błahą, któréj na drodze naukowéj niepodobna rozstrzygnąć; obadwa mają słuszność i obadwa się mylą. Pułkownik oświadczył stanowczo, że nie myśli ustąpić. Strux przysiągł, że się będzie opierać przywidzeniom Everesta, a dwaj uczeni, którzyby niezawodnie ulegli racyom naukowym, nie nakłonią się nigdy do ustępstw w kwestyi, która jest czysto kwestyą miłości własnéj; w interesie prac naukowych jest to rzecz arcy niemiła, że południk przechodzi środkiém téj puszczy.
— Pal diabli las, kiedy idzie o pracę naukową — krzyknął Bushman; — ale bo téż co za niedorzeczność mierzyć ziemię wzdłuż lub wszérz. Na co się komu przyda, że ją pomierzą na stopy i cale; co do mnie, wolę o niczém nie wiedzieć, wolę mniemać, że ziemia, na któréj mieszkam jest niezmierną, nieskończoną, zdaje mi się, że zmniejszyłbym ją, gdybym pomierzył dokładnie.