Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/134

Ta strona została przepisana.

— Pułkowniku, mniemam, podobnież jak pan, że osobiste nasze nieporozumienia nie powinny bynajmniéj szkodzić wielkiemu dziełu naukowemu, nad którém pracujemy wspólnie; wyznaję również, iż poważam pana niezmiernie, jako człowieka tak zasłużonego nauce. O ile to będzie w mojéj mocy, dołożę starań, ażeby moja osobistość jaknajmniéj na przyszłość figurowała w tych pracach. Co zaś do zmian w naszém położeniu, o których pan wspomniałeś, nic nie rozumiem...
— Zrozumiesz pan zaraz — odrzekł pułkownik z pewnym odcieniem smutku — lecz zanim dam objaśnienie, chciéj mi podać rękę.
— Oto jest — zawołał Strux, podając dłoń nie bez niejakiego wahania.
Dwaj astronomowie w milczeniu podali sobie ręce.
— Nakoniec przecież jesteście przyjaciółmi — wykrzyknął sir John z radością.
— Nie, Johnie — odpowiedział pułkownik, puszczając rękę astronoma. — Odtąd jesteśmy otwartymi nieprzyjaciołmi, rozdzielonymi nieprzebytą przepaścią; nieprzyjaciołmi, którzy się nawet na polu naukowém schodzić nie mogą.
Potém zwracając się do swych kolegów — dodał:
— Panowie, wojna wybuchnęła pomiędzy Rosyą i Anglią. Oto dzienniki, donoszące nam tę wiadomość.
W istocie, wojna się już toczyła. Anglicy, w połączeniu z Francyą, Turcyą i Włochami, oblegali Sebastopol, a na wodach Czarnego morza rozlegał się huk armat.
Ostatnie słowa pułkownika jak grom uderzyły słuchaczy; obydwie strony uległy ogromnemu wrażeniu. Jedno słowo „wojna“, sprawiło niewypowiedziany skutek; wszyscy porwali się z miejsc; nie byli to już uczeni, koledzy, towarzysze wspólnych prac i trudów, ale wrogowie, mierzący się nieprzyjaznym wzrokiem. Odstąpili wzajem od siebie, a nawet poczciwy Polander cofnął się na bok. William Emery tylko i Michał Zorn spoglądali na siebie ze smutkiem, żałując, że przed oświadczeniem pułkownika nie uściskali się serdecznie.