Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/144

Ta strona została przepisana.

— Eh, mój drogi — zawołał Anglik zadraśnięty w miłości własnéj myśliwca — ja ci pokażę, co może broń Europejczyka.
I mówiąc to, odwiódł kurek i zamierzał wystrzelić z odległości, która mu się wydawała wystarczającą.
— Jeszcze słówko — zawołał Bushman nieco dotknięty, powstrzymując Anglika. — Czy wasza cześć nie raczyłaby się ze mną założyć?
— Dlaczegóżby nie, zacny mój myśliwcze.
— Nie jestem ja bogaty, lecz z chęcią zaryzykuję funt szterling przeciwko pierwszéj kuli.
— Trzymam — odparł sir John. — A więc otrzymasz funta, jeżeli nosorożec nie padnie od piérwszego strzału.
— Zgoda! — zawołał Mokum.
— Zgoda!
Dwaj myśliwi spuścili się z północnego stoku wzgórza i o 200 kroków od nosorożca zatrzymali się. Zwierz pozostał wciąż bez ruchu, a przedstawiał swe cielsko tak korzystnie strzelcowi, że sir John mógł jaknajswobodniéj wybierać miejsce do zadania śmiertelnéj rany. Anglik tak był pewnym strzału, że wymierzywszy sztuciec, odwrócił głowę do Mokuma i zapytał:
— A może chcesz się cofnąć. Jeszcze czas... no cóż?...
— Trzymam zakład — odpowiedział Bushman.
Nosorożec stał spokojnie, jak głaz. Sir John wybrał miejsce, które mu się zdawało najpewniejszém do zadania śmiertelnéj rany; zdecydował się ugodzić w nozdrze, a podniecony miłością własną, mierzył z nadzwyczajną starannością, któréj w pomoc przyjść miała wyborna broń.
Rozległ się wystrzał, lecz kula, zamiast ugodzić w ciało, roztrzaskała koniec rogu. Zwierz zdawał się nie czuć strzału.
— Tego strzału nie będziemy liczyć; wasza cześć nie ugodziłeś w ciało — zawołał strzelec.
— Czy tak? — odrzekł Murray, nieco obrażony. — Przeciwnie, mój strzelcze, strzał się liczy: przegrałem funta, ale trzymam daléj: dwa funty lub kwita.