— Jak się waszéj cześci podoba, ale szkoda pieniędzy, bo pan przegrasz.
Anglik nabił sztuciec bardzo starannie, wymierzył celnie pod łopatkę i wypalił, lecz kula ugodziła w miejsce, gdzie skóra jakby rogowata zachodzi jedna na drugą. Pocisk odbił się, jakby od żelaznéj tarczy, i upadł na ziemię. Nosorożec posunął się i cofnął o kilka kroków.
— Dwa funty — liczył Mokum.
— Czy trzymasz zakład dalej?
— Z największą chęcią.
Tym razem, sir John, czując, że nim owłada gniew, całą siłą starał się zapanować nad sobą i wymierzył w samo czoło. Kula uderzyła w miejsce wybrane, lecz odbiła się od twardéj czaszki i upadła bez skutku.
— Cztery funty — zawołał Mokum z nietajoną radością.
— I jeszcze cztery! — zawołał sir John zdesperowany.
Pocisk trafił w biodro, ale nosorożec, zamiast ledz trupem, rzucił się jak szalony naprzód i począł druzgotać z wściekłością krzewy, napotykane na drodze.
— Zdaje mi się, że nosorożec jeszcze cokolwiek się porusza — rzekł z udaną prostotą Bushman.
Sir John tracił prawie zmysły od gniewu. Ośm funtów, które był już winien strzelcowi, zaryzykował na piątą kulę — przegrał i jeszcze raz podwoił stawkę; dopiero szósta kula ugodziła w serce, a zwierz upadł, ażeby się więcéj nie podnieść.
Jego cześć wydała okrzyk zwycięzki — chybione strzały, zakład chwilowo poszedł w niepamięć: zabił przecież nosorożca. Ale było to zwierzę arcy-drogie.
Trzydzieści dwa funtów szterlingów, to jest ośmset franków. Sir John odliczył je natychmiast, a Mokum ze zwykłą krwią zimną zgarnął do kieszeni.