i nie bez słuszności; spotkanie Mokolola przy kamiennéj piramidzie na wzgórzu, a obecnie pojawienie się jego powtórne w skórze oryxa dowodziło, że krajowiec uporczywie śledził orszak pułkownika Everesta, przebywający pustynię. Nie bez powodu dziki należący do łupieżniego plemienia Mokololów, szpiegował Europejczyków i ich eskortę; a im daléj zapuszczali się oni na północ, tém bardziej wzrastało niebezpieczeństwo napadu przez tych rabusiów pustyni.
Sir John Murray i Mokum powrócili do obozu, a jego cześć zawiedziona nie mogła się wstrzymać, ażeby nie szepnąć Williamowi Emery.
— Doprawdy, mój kochany Williamie, że to już potrzeba mojego szczęścia, aby pierwszy oryx, do którego strzeliłem, już nie żył, zanim go moja ugodziła kula.
W pustyni.
Bushman po polowaniu na oryxy miał długą z pułkownikiem rozprawę. Zdaniem Mokuma, opartem na doświadczeniu, mały orszak był tropiony i szpiegowany, a więc zagrożony; jeżeli go dotąd nie napadli, to tylko dlatego, że im było daleko dogodniej zwabić Europejczyków dalej na północ, w okolicę, w której krążyły głównie ich drapieżne hordy. Czy wobec takiego niebezpieczeństwa należało wrócić się i przerwać pomiary, prowadzone dotąd tak znakomicie? Czyż zwalczywszy przeszkody natury, mieli ustąpić ludziom? Czyż krajowcy mogli przeszkodzić uczonym angielskim w dokonaniu ich zadania naukowego? Były-to nadzwyczaj ważne pytania, które należało rozwiązać.
Pułkownik prosił Bushmana, ażeby mu powiedział wszystko,