siego pióra, mają, według twierdzenia krajowców, przed zniesieniem jaj wyborny smak. Po półgodzinném gotowaniu, Bushman podał Anglikom półmisek téj osobliwszéj potrawy; obłamano głowy, nóżki i skrzydła szarańczy. Sir John Murray zasmakował w niéj i zalecił swym ludziom, aby się w nią na dłuższy czas zaopatrzyli; zbiór nie zadał wiele trudu; potrzeba było tylko schylić się i brać.
Nadeszła noc. Wszyscy udali się na spoczynek, ale że i wozy uległy najściu, nie można więc było inaczéj dostać się, jak tylko gniotąc tysięce owadów; spoczynek w takich warunkach był niepodobnym. Ponieważ niebo było bardzo pogodne, przeto postanowiono zająć się pomiarami; gwiazdy błyszczały cudownie, trzej więc astronomowie spędzili noc na mierzeniu wysokości zenitalnych. Niewątpliwie było to przyjemniéj, aniżeli zatapiać się w téj obrzydłéj, ruchoméj pościeli. Wreszcie Europejczycy i tak nie mogliby zmrużyć oka wobec nieustannego wycia drapieżnych zwierząt, które się zbiegły zewsząd dla pożerania szarańczy.
Nazajutrz słońce zajaśniało w całym blasku, zapowiadając dzień gorący. Promienie jego ogrzały powietrze, a pośród mas szarańczy wszczął się dziwny szelest, zapowiadający, że wkrótce wzleci w górę, by nieść spustoszenie w inne strony. Około godziny ósméj rozwinęła się jakby ogromna chmura i zaciemniła blask słońca; całą okolicę ogarnęły ciemności. Zdawało się, że noc rozpoczyna swe panowanie: powstający wiatr popędził szarańczę ku zachodowi. Przez dwie godziny, śród głuszącego szelestu, ciągnęła chmura ponad obozem, w cieniach pogrążonym.
Skoro światło znów zajaśniało, Anglicy przekonali się o prawdzie słów Mokuma: ani jednego listka na drzewie, ani jednego ździebełka trawy na polach — wszystko zniknęło. Powierzchnia gruntu była żółtawą i ziemistą; z gałęzi, okrytych wczoraj jeszcze bujną zielenią, pozostały tylko szkielety. W jednym dniu okolica letnia przybrała postać zimowéj, żyzna oaza zmieniła się w nagą pustynię.
I sprawdziło się co do joty przysłowie wschodnie, wywołane zaborczością i łupieztwem wyznawców koranu: „kędy przej-
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/166
Ta strona została przepisana.