Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/187

Ta strona została przepisana.

i obrałem go; wznosi on się na północnym zachodzie jeziora, tak, iż obok nowego trójkąta przetnie je w kierunku skośnym.
— Jeżeli więc jest taki punkt, na czémże więc polega trudność? — zapytał pułkownik.
— Na odległości zbyt wielkiéj pomiędzy nim a Skorcewem.
— Jak wielka jest ta odległość?
— Najmniéj sto dwadzieścia mil angielskich.
— No, przecież luneta nasza na tę odległość wystarczy.
— Wiem o tém, lecz potrzeba zapalić sygnał na szczycie.
— A więc go zapalimy.
— Lecz trzeba tam zanieść przyrząd elektryczny do wzniecenia światła.
— Zaniesiemy go.
— Ale w czasie tego wypadnie bronić się przeciwko Mokololom — zarzucił Mokum.
— Będziemy się bronili. I cóż, Mokumie?
— Panowie, jestem na wasze rozkazy — rzekł Mokum — spełnię co rozkażecie.
Człowiek więc pełen poświęcenia, dzielny Bushman zakończył naradę, od wypadku któréj zawisła cała przyszłość wyprawy. Uczeni, zgodni pomiędzy sobą i gotowi wszystko poświęcać dla nauki, wyszli z kazamaty dla rozpoznania kraju, rozciągającego się poza jeziorem Ngami.
Mateusz Stras wskazał im szczyt przez siebie wybrany. Był-to wierzchołek góry Volquiri, mający kształt kręgla, a tak oddalony, że go zaledwie dostrzedz można było w niezmiernéj odległości. Góra ta bardzo wysoka, lecz mimo oddalenia, sygnał elektryczny dałby się widzieć przez wyborne szkła lunet, jakie posiadała ekspedycya. Największa jednak trudność w tém zachodziła, że bateryę elektryczną trzeba było zanieść i wywindować na górę. Kąt utworzony przez Volquiri i Skorcew, a przez tę ostatnią z punktem zajmowanym poprzednio przez Anglików zakończyłby pomiar, gdyż szczyt Volquiri leżał poza dwudziestym równoleżnikiem; łatwo pojąć wielką doniosłość téj operacyi i zapał, z jakim uczeni starali się przełamać tę ostatnią trudność.