Należało przedewszystkiém postarać się o przeniesienie bateryi. Znaczyło to przebyć sto mil kraju nieznanego. William Emery i Michał Zorn podjęli się tego zadania. Ofiarę tę przyjęto, a naczelnik Bochjesmanów, towarzyszących karawanie Struxa, miał im towarzyszyć. Natychmiast przygotowali się do podróży.
Szło o przebycie jeziora; ochotnicy nie chcieli zabierać parowca, bo potrzebnym był dla pozostałych kolegów na przypadek, gdyby byli zmuszeni oddalić się nagle po skończeniu operacyi. Jezioro można było przepłynąć w czółenku z kory lekkiéj, a trwałéj, jakie krajowcy bardzo szybko sporządzać umieją. Mokum z Numbem spuścili się na brzeg jeziora, gdzie rosły drzewa z korą przydatną do zbudowania czółna, zajęli się tą pracą i wkrótce ją ukończyli.
O godzinie ósméj wieczorem włożono na czółenko bateryę elektryczną, potrzebne narzędzia, broń, amunicyą i cokolwiek żywności. Umówiono się, że punktem zbornym będzie mała zatoka, na południowym brzegu jeziora, którą Mokum znał dobrze. Nakoniec postanowiono, ażeby skoro tylko zabłyśnie sygnał na Volquiri, pułkownik rozpalił takiż sam na Skorcewie, iżby dwaj młodzi astronomowie mogli nawzajem zdjąć rozwartość kąta.
Pożegnawszy kolegów, dwaj młodzi przyjaciele spuścili się na brzeg jeziora; poprzedzał ich przewodnik i dwóch majtków.
Ciemność zaległa okolicę; odwiązano czółno, a lekki statek pod naciskiem wioseł w cichości zaczął pruć czarne wody jeziora.
Dziesięć dni oblężenia.
Ze ściśnioném sercem przyglądali się pozostali odpłynięciu dwóch młodych towarzyszów. Ileż trudów, ileż niebezpieczeństw czekało tych odważnych młodzieńców, mających przebyć sto mil