kszej dokładności. Pomiar ten przekonał ich, że nie znajdowali się dalej, jak o pół stopnia od północnego końca południka, że trójkąt, za którego wierzchołek obrali górę Volquiri, zakończy sieć trygonometryczną.
Noc z 26 na 27 przeszła spokojnie. Następny dzień wydawał się oblężonym nadzwyczajnie długim. Piąty to dzień od czasu odpłynięcia dwóch astronomów. Jeżeli im się powiodła podróż, powinniby dziś właśnie dotrzeć do podnóża góry Volquiri; wypadało więc przez całą noc wytężać wzrok w tę stronę, ażali sygnał nie zajaśnieje. Pułkownik Everest i Mateusz Strux za dnia jeszcze wycelowali lunetę tak, ażeby sam szczyt padał na ognisko szkła. Ostrożność ta zabezpieczała od wyszukiwania śród nocy punktu oznaczonego, co byłoby nadzwyczaj trudném. Przy jéj zachowaniu skoroby tylko zabłysło światło na wierzchołku, w tej że samej chwili doszłoby do oka obserwatora i dozwoliło oznaczyć otrzymany kąt.
W ciągu dnia rzeczonego, sir John Murray napróżno przebiegał boki góry ze strzelbą; nie ukazało się najmniejsze zwierzątko; ptaki nawet, spłoszone przez niego, pouciekały na brzeg jeziora, schronić się w gajach. Zżymał się szlachetny myśliwiec; irytowało go to niepospolicie, bo teraz nie dla rozrywki, jak najczęściej, ale z potrzeby polował; pragnął on złagodzić głód swoich towarzyszów, a ma się rozumieć, że i swój także, gdyż potężna budowa Johna niemałego wymagała paliwa i na jednej trzeciej części racyi obstać nie mogąc, srogiego doznawał głodu. Towarzysze jego okazywali się mniej drażliwymi na niedostatek pokarmu, bądź że ich żołądki mniejsze i organizm szczuplejszy, bądź też że niektórym, jak np. niezrównanemu Polandrowi, dokładne obliczenie kąta optycznego doskonale zastępowało befsztyk, a wygórowana gwiazda na zenicie soczysty rostbif. Marynarze i Bushman doznawali podobnież głodu, jak wielce szanowny dżentelman, dającego się tem bardziej uczuć, że żywność była na schyłku: dzień jeszcze jeden, a nie zostanie jedna okruszyna suchara. Jeżeli więc wyprawieni opóźnili się w drodze, to załoga zostanie doprowadzoną do ostateczności.
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/195
Ta strona została przepisana.