Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/199

Ta strona została przepisana.

cierpliwości; mięso przeniknione kwasem mrówczanym wydawało im się bardzo smaczném; drugą połowę zachowano na póżniéj. Po téj uczcie, wraz z odzyskanemi siłami, energia ożywiła tych dzielnych ludzi.
A zaprawdę, potrzeba im było téj energii, bo i następnéj nocy zbawienne światło nie zabłysło na szczycie Volquiri.





XXI.

Fiat lux.




William i jego mały oddział od ośmiu dni opuścił obóz. Jakież przygody opóźniły ich pochód. Czyż wstrzymała ich jaka nieprzezwyciężona zapora? Zkąd pochodzi to opóźnienie? Czyż obadwaj astronomowie ulegli jakiemu wypadkowi... czy ich śmierć spotkała? Łatwo pojąć przejście od nadziei do zwątpienia, a od tego do rozpaczy. Uczuć tych kolejno doświadczyli zamknięci w forteczce. Ich koledzy, ich przyjaciele już przeszło tydzień byli w drodze... a przecież w pięciu, a najdalej w sześciu dniach winni byli stanąć na górze! Nie możnaż ich przecie posądzać o brak odwagi, energii i wytwałości; wiedzieli oni dobrze, że od dostania się ich na szczyt Volquiri zależało powodzenie wyprawy, powiedzenie się wielkiego przedsięwzięcia. Skoro więc wiedzieli, któżby odważył się przypuścić, że zaniedbali się w czemkolwiek? Podejrzenia takiego nie śmiałby nikt na nich rzucić; jeżeli więc dotąd nie zabłysnęło światło na szczycie Volquiri, znać że zginęli, lub też popadli w jasyr koczujących plemion.
Smutne te myśli zajmowały bez przerwy czterech uczonych; z gorączkową niecierpliwością oczekiwali oni nadejścia nocy, ażeby jaknajprędzej obserwacye rozpocząć, aby stanąwszy przy lunecie, z wlepionem okiem w punkt oddalony, nie oddychając prawie, oczekiwać sygnału. Wszystkie nadzieje, wszystkie ocze-