nie wstrzymałyby ich postępu. Pułkownik uważał za potrzebne wydać piérwsze rozporządzenia, na przypadek, gdyby oblężeni zostali zmuszeni do cofnięcia się i chwilowego opuszczenia stanowiska. Parowiec powinien był być gotowym do wyruszenia na wodę za piérwszym znakiem. Jeden z marynarzy otrzymał rozkaz rozniecenia ognia pod kotłem i przysposobienia pary na przypadek ucieczki, lecz polecono mu wstrzymać się z tém aż do zachodu słońca, inaczéj bowiem nieprzyjaciel dowiedziałby się o istnieniu statku.
Wieczerzę składały termity i cebulki mieczyka; smutne pożywienie dla ludzi mających się bić, lecz to bynajmniéj nie osłabiło mężnych i gotowych na wszystko.
Po godzinie szóstéj, gdy noc zapadła z szybkością właściwą krainom podzwrotnikowym, marynarz spuścił się po urwiskach skalnych na dół, ażeby rozpalić ogień pod kotłem maszyny. Rozumie się, że pułkownik postanowił uchodzić dopiero w razie ostatecznym, gdyby już dłużéj niepodobna było trzymać się w fortecy. Nie miał on siły do opuszczenia jéj, bo lada chwila mógł zabłysnąć ogień przez wysłańców wzniecony.
Innych marynarzy rozstawiono poza murem opasującym forteczkę, polecając bronić wyłomów do ostateczności; broń przygotowano. Kartaczownica, nabita i zaopatrzona zapasowemi nabojami, wystawiała straszne swe lufy z otworu strzelnicy.
Na oczekiwaniu zbiegło kilka godzin. Pułkownik Everest i Strux naprzemian czuwali przy szkle lunety, umieszczonéj na szczycie baszty, wyczekując pojawienia się sygnału. Krańce widnokręgu pogrążone były w cieniu, lecz zato na zenicie konstelacye w całéj świetności błyszczały. Najmniejszy wietrzyk nie wzruszał powietrza, cisza uroczysta dokoła panowała.
Tymczasem Bushman, zajmujący wyskok skały, przysłuchiwał się szmerowi, który głucho podnosił się z doliny; zwolna szmer stawał się coraz wyraźniejszym. Mokum nie zawiódł się na swoich przypuszczeniach: Mokololowie gotowali się do ostatecznego szturmu.
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/202
Ta strona została przepisana.