Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/214

Ta strona została przepisana.

Strux i Bushman tysiąckrotnie upominali go, ażeby nie odchodził od karawany. Polander obiecywał stosować się do przeszkód i nie niecierpliwił się nawet tą zbytnią troskliwością. Czcigodny ten mąż nie domyślał się nawet, że jest roztargnionym.
Otóż właśnie w dniu 2 marca nagle spostrzeżono nieobecność Polandra. Po wzajemnych wypytywaniach się i objaśnieniach, pokazało się, że go od kilku godzin niema. Oddziałek przebywał właśnie wielkie knieje podszyte krzewinami, niedopuszczające daleko sięgać wzrokiem; należało się trzymać w ściśnionéj gromadce, gdyż w gąszczu z trudnością przyszłoby odszukać śladów zbłąkanego. Polander, jak zwykle, zatopiony w rachubach, szedł z ołówkiem w jednéj, a regestrami w drugiéj ręce, a nie uważając tego, odłączył się od gromadki i zniknął w zaroślach. Można sobie wyobrazić niepokój wszystkich, gdy około czwartéj z południa zatrzymawszy się na spoczynek, ujrzeli, że Polandra niema. Przygoda z krokodylami tkwiła jeszcze żywo w pamięci i sam chyba rachmistrz o niéj zdołał zapomnieć. Trwoga opanowała wszystkich i niepodobieństwem było iść dalej, dopóki nie odnalazłby się Polander.
Zaczęli wydawać krzyki, ale nikt nic nie odpowiadał. Bushman i marynarze rozbiegli się naokoło, przetrząsając w półmilowym promieniu krzaki, badając gąszcze, strzelając z fuzyi daremnie. Polander się nie zjawił.
Niespokojność wszystkich była nadzwyczaj żywą, a Strux nadto irytował się niezmiernie niedołężnością nieradnego towarzysza. Już-to po dragi raz powtarzał się z winy Polandra nieprzyjemny dla wszystkich wypadek i gdyby z tego powodu pułkownik okazał Struxowi niezadowolenie, on nie mógłby nawet tłumaczyć się. W tak przykrych okolicznościach nie pozostawało nic innego, jak rozbić obóz w tém miejscu i zająć się jaknajtroskliwiéj odszukaniem zaginionego.
Pułkownik i jego towarzysze zamierzali właśnie rozbić na łące leśnéj namioty, gdy nagle usłyszeli dziwny jakiś krzyk, niemający w sobie nic ludzkiego; krzyk ten doszedł ich uszu z zarośli odległych o paręset kroków od obozowiska. Zaraz po tém