Polander, dostrzegłszy je, rzucił się z wściekłością na pawiana i powstała walka — ale jaka walka!!
Wściekłość ogarnęła matematyka — na wycia małpy odpowiedział rykiem gniewu; wzniosły się wrzaski rozdziérające. Nie można było śród zapasów rozpoznać uczonego od małpy, nie można było strzelać do pawiana, z obawy ubicia matematyka.
— Strzelajcie, strzelajcie do obydwóch — krzyczał Mateusz Strux. — Pal diabli tego safandułę — i byłby niezawodnie sam wypalił, gdyby nie to, że miał broń wypaloną.
Walka toczyła się bez przerwy; raz Polander był na wierzchu, drugi raz pawian. Matematyk starał się zdusić małpę, ta mu pazurami rozdzierała plecy, nie mogąc zębami dosięgnąć, aż wreszcie Bushman, upatrzywszy stosowną chwilę, jedném uderzeniem siekiery łeb jéj rozpłatał.
Polander omdlał; towarzysze cucili go i zaledwie z trudem wydobyli z rąk zaciśniętych konwulsyjnie regestra, które cisnął do piersi.
Ubite małpy zabrano do obozu; złodziéj regestrów dostarczył bardzo smacznéj pieczeni, którą astronomowie, być może, że przez uczucie zemsty, z wielkim spożyli smakiem.
Wodospady Zambezy.
Rany Polandra nie były ciężkie. Bushman, wielki znawca uzdrawiających własności roślin południowo-afrykańskich, obkładał mu plecy papką ze świeżych ziół, z tak pomyślnym skutkiem, że matematyk mógł w dalszy wyruszyć pochód; odniesione nad pawianem zwycięztwo sił mu dodawało. Przez pięć dni był czło-