pochlebnem przedstawił świetle. Był to mężczyzna w wieku około 45 lat, silnie zbudowany, muskularny, lecz chudy, z twarzą ogorzałą i włosem już siwiejącym. Czarne jego oczy błyszczały jak zarzewie z pod krzaczatych brwi, a zaciśnięte wargi ust świadczyły o powściągliwości w mowie. Ogólnie biorąc, obok rysów znamionujących bystrość umysłu i wiele silnej woli, widoczne w niem było pewne zamknięcie w sobie, pewna ostrożność w stosunkach z ludźmi.
Druga osobistość żyjąca na Halbranie, z którą mię również oberżysta opowiadaniem swem oddawna zaznajomił, był bosman Hurliguerly, rodem z wyspy Wight, lat przeszło 40. Przedstawiał on typ marynarza wyprobowanego na wszelkie warunki życia na morzu, lecz zarazem będącego uosobionem przeciwieństwem swego kapitana — tak ruchliwym, gadatliwym i szukającym towarzystwa wydał mi się od pierwszej chwili, gdy nazajutrz, dobrze już powiadomiony przez Atkinsa o mojej osobie, pierwszy zaczepił mię słowami:
— Witam pana, panie Jeorling!
— Witam — odrzekłem nieco zdziwiony — jaki masz pan interes?
— Chcę panu ofiarować me usługi.
— Pańskie usługi? Względem czego?
— Odnośnie do zamiaru, jaki pan masz zapisania się na pasażera statku Halbran.
— Z kim jednak mam przyjemność?...
— Jestem bosmanem tego statku, a nazywają mię ogólnie Hurliguerly. Jestem wiernym towarzyszem kapitana Len Guy’a, który chociaż jest znanym z tego, że niczyich rad nie słucha, względem mnie wszakże robi często wyjątek.
— A więc przyjacielu — odpowiedziałem pod wpływem myśli, że usługi tego człowieka mogą rzeczywiście stać mi się przydatne — pomówmy trochę o interesie, jeżeli masz obecnie czas wolny.
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/022
Ta strona została skorygowana.
— 12 —