W tejże chwili ukryci za drzwiami Peters i August z psem, wpadają do kajuty i rozpoczyna się walka, w której giną wszyscy biesiadnicy, prócz jednego majtka Richarda, człowieka zupełnie biernego.
Tak więc z całej załogi 36 ludzi, pozostaje na Grampiusie zaledwie 4-ch i to w chwili tak ważnej, w której trzeba było działać z całą energią i znajomością rzeczy, by opóźnić o ile można nieuniknione już zatonięcie okrętu.
Napróżno jednak usiłowano coś rozpocząć. Burza zdawała się wzmagać ciągle, a przód Grampiusa obciążony wodą coraz głębiej zanurzał się w falach, tak że te co chwila zalewały pokład.
Kołysanie statku doszło do takiej siły, że aby nie porozbijać się o jego ściany lub nie wpaść do wody, musieli się wszyscy poprzywiązywać linkami na całą prawie dobę, do stale umocowanych przedmiotów.
Gdy wreszcie szalejący żywioł uspokoił się nieco, na tonącym Grampiusie rozpoczynają się znowu dnie niewysłowionej męczarni, spowodowanej brakiem wody słodkiej i jakiejkolwiek żywności; wszystkie bowiem zapasy zalane przez dłuższy już czas na spodzie okrętu, przeszły w stan cuchnącej i trującej zgnilizny.
Po szczegółowym opisie tortur przez jakie przechodzą nieszczęsni ci ludzie, następuje wstrętna scena ciągnienia słomek, których wyrokiem majtek Richard pada pod nożem Petersa, by krwią i ciałem swojem uratować życie pozostałym.
Upały podzwrotnikowe i przejazd jakiegoś tajemniczego statku, przewożącego ciała umarłych, których wyziewy zanieczyszczają powietrze, sprowadzają śmierć Augusta.
Nareszcie okręt tonie, a pozostali przy życiu Artur Prym i Dick Peters, szukają ratunku na przewróconej łodzi, żywiąc się przez dni kilka przyczepionemi do jej ścian ślimakami, aż wreszcie 4 sierpnia spotykają żaglowiec „Orion”,
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/065
Ta strona została skorygowana.
— 51 —