kieszeniach, dostają się towarzysze dawnej niedoli do glinkowatego pokładu, stawiającego im silniejszy opór, aniżeli ten tłustawy, podobny do twardego mydła materyał „steatytem” zwany.
Nie dali jednak za wygranę i póty wiercili nożem, pracowali rękoma, aż nie wygrzebali sobie otworu, przez który mogli odetchnąć swobodnie, a nawet rozejrzeć się po okolicy.
Niebawem też rozważywszy wszystko, doszli do przekonania, że trzęsienie było sztucznie wywołane przez krajowców, aby zgubić kapitana Wilhelma Guya wraz z 28 marynarzami, którzy też znaleźli niewątpliwie śmierć pod ową masą ziemi i kamieni, przechodzącą zapewne milion beczek objętości. Własne swe, cudowne prawdziwie ocalenie, zawdzięczali jedynie wypadkowi, że właśnie w chwili katastrofy ustąpili nieco na bok przesmyku, który sztucznie, z obmyśleniem zdrady, utworzony został przez krajowców.
Tymczasem, jak oko zasięgnąć mogło, kraj cały zaroił się tłumami czarnych postaci, i przypływające z sąsiednich wysp łodzie otoczyły zbitą masą żaglowiec, oczywiście w nadziei bogatego łupu. Sześciu marynarzy, którzy z rozkazu kapitana trzymali straż na Orionie, bronili się długi czas uparcie, dając ognia z początku z karabinów, wreszcie zwróciwszy ku napadającym wystrzały armatnie.
Prawie po trupach poległych swych braci, czerń ta straszna dostała się jednak na pokład i po wymordowaniu obrońców, zabrano się z okrzykami radości do rabunku.
Nagle ukazują się płomienie pożaru, wznieconego prawdopodobnie wypadkiem, a w chwilę potem następuje z nieporównanym hukiem wybuch prochu, który rozrywa na cząstki i wysadza w powietrze cały żaglowiec. Wraz z nim ginie tysiące krajowców, tysiące innych odnoszą ciężkie rany.
Wśród niezrównanego popłochu, ci którzy ocaleli, ucie-
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/071
Ta strona została skorygowana.
— 57 —