piekielną maszyną, kołami i śrubami, które jak nogi kaczkom mają pomagać okrętom do bardzo szybkiego pływania! Bóg tam raczy wiedzieć, co to warte, ale myślę zawsze, że to wielkie głupstwo w porównaniu z piękną fregatą z całym jej lasem masztów i żagli... i że tego co nasi ojcowie uznali za dobre, nam nie godzi się rzucać, bo taka poniewierka zawsze złem się kończy...
Nie miałem żadnych podstaw do przeczenia bosmanowi. Myśl bowiem zbudowania parowców mogła być słusznie uważaną jeszcze w owe czasy, jako nigdy nie dające się spełnić marzenie uczonych. Co zaś przyszłość okazać miała, któż mógł przewidzieć.
Lecz właśnie w tej chwili przypomniałem sobie Oriona, owego Oriona, o którym kapitan Len Guy mówił, jakoby go kiedy na własne widział oczy, a który w piętnaście dni przepłynąć miał przestrzeń między Prinz Edward, a Tristan d’Acunha. Ale Edgard Poë rozporządzał wedle swej fantazyi, zarówno falą morską, jak siłą i kierunkiem wiatru.
Przekonany też widocznie kapitan Len Guy, że próżno usiłowałby mię jeszcze zjednać dla swych chorobliwych przywidzeń, nie zaczepił mię już więcej w tym przedmiocie, z czego oczywiście byłem szczerze zadowolony.
Bo czyż moźliwem jest, aby żaglowiec angielski zdołał dotrzeć aż pod 84° szerokości południowej, a podróż ta zupełnie pominiętą została przez świat uczony? Czy możliwem aby taki Artur Prym, powróciwszy z głębin podbiegunowych, nie był stawiony wyżej nad Cooka, Wedella i Biscoe? A potem, jeżeliby rzeczywiście zdołał tam dotrzeć, jeżeliby opis wszystkich tych nadzwyczajności nieznanego świata był prawdziwym, jeżeliby go nawet otchłań wodospadu nie pochłonęła, to jakże mógł odbyć powrotną drogę, w kruchej i wątłej łodzi krajowców wyspy Tsalal, gdy najsilniejsze nawet okręty nie wytrzymują ciśnienia lodowców, między któremi płynąć
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/076
Ta strona została skorygowana.
— 62 —