spotkanie nie nastąpiło trzy miesiące temu, gdy jeszcze płynął żywy na lodowcu! Ile cennych objaśnień, ile ważnych wskazówek mógł był nam udzielić w kwestyach, które teraz na zawsze może pozostaną nam nieznane.
Kapitan Len Guy zwrócił na mnie wymówne swe spojrzenie, a blade usta jego wyrzekły słowa:
— Więc uwierzyłeś pan wreszcie?
— Wierzę, wierzę wszystkiemu! — zapewniłem gorąco.
— A teraz trzeba, aby wszyscy tu obecni wiedzieli również, że Wiliam Guy kapitan Oriona, i Len Guy kapitan
Halbranu, są rodzonymi braćmi — zawołał doniosłym głosem tak, aby być słyszanym przez całą załogę.
Gdy w chwilę potem zwróciliśmy oczy w stronę, w której płynął lodowiec, nie znaleźliśmy już śladu z niego, tak szybko ciepło wody i słońca, znaczne już o tej porze, rozpuściło resztę bryły, na której dziwnym zaiste zbiegiem wypadków, przybyły ku nam aż z pod bieguna zwłoki martwe i zlodowaciałe, lecz dające świadectwo o życiu innych, oczekujących pomocy od lat tak wielu.