przewodnika, gotowego mi zawsze służyć w zamian za piastry pełne dla niego uroku.
Przekonałem się też niebawem, że wyspa West-Falkland znacznie jest większą od Soledad, a nad to u południowego krańca Byrons-Sound, posiada drugą wygodną przystań.
Ludność miejscowa dochodząca wówczas zaledwie kilku setek, składała się z Anglików, Portugalczyków, Hiszpanów oraz krajowców z Pampasów Argentyńskich i Ziemi Ogniowej. Natomiast hodowane przez nich, a raczej dziko hodujące się same, nieprzeliczone stada owiec i bydła rogatego, wprowadziły mię w rzeczywiste zdumienie. Ale bo też sama nawet Australia, jakkolwiek tak bogata w żyzne pastwiska, nie przedstawia suciej zastawionych uczt, dla wszelkiego gatunku przeżuwających i roślinożernych.
To też powziąłem słuszne przekonanie, że Falklandy z wielu względów są wymarzoną przystanią dla okrętów, dążących bądź to ku cieśninie Magelańskiej, bądź też, jak nasz Halbran, ku ziemiom podbiegunowym. Świeżego mięsa bowiem i słodkiej wody nie zabraknie tu nigdy.
— Jakże uważasz pan, czy dostateczne są me zabiegi, aby ochronić statek od niebezpieczeństw, na jakie wkrótce może być narażonym? — zagadnął mię kapitan.
— Co do mnie, ufam w jaknajlepsze powodzenie wyprawy — pospieszyłem ze szczerą odpowiedzią — zarówno bowiem twoj żaglowiec, kapitanie, jak i cała załoga budzą zupełne zaufanie.
— Postaramy się, aby inne jeszcze warunki odpowiednio nam sprzyjały, a co przechodzi już moje siły, składam w ręce wszechmocnego Boga! — rzekł Len Guy z przejęciem. — Nie wiem — dorzucił po chwili — co kiedyś dać może para, wątpię jednak, aby statek z maszyną dość łatwo ulegającą zniszczeniu, z tą gmatwaniną kół i kółek, mógł dorównać dobremu żaglowcowi, szczególniej w podróżach wśród
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/109
Ta strona została skorygowana.
— 91 —