— Niezadowolenie tych ludzi niema żadnych podstaw, wiedzieli bowiem dobrze, iż nie zaciągają się na jakiś okręt rybacki. Słusznie też Jem West surowością swoją ukrócił dalszy demoralizujący wpływ Hearna. Prawdziwie, tylko rozumem wskazywana konieczność, zmusiła mię do powiększęnia załogi. Z moimi starymi było mi tak dobrze! Ale kto wie co nas czeka u wyspy Tsalal...
Dla ścisłości faktów wypada mi nadmienić, że jeśli łowy na wieloryby były na Halbranie nietylko niedozwolone, ale jak już wytłómaczyłem, wprost niemożliwe, to znowu wszelkiem innem rybołóstwem zabawiali się do woli nasi marynarze.
Sam nawet bosman oddawał się tej rozrywce z wielkim zapałem, zakładając różnego gatunku wędki, gdyż biorąc pod uwagę szybkość ruchu żaglowca, nie mogło być mowy o zarzucaniu jakichkolwiek sieci.
Silne jednak wędki dostarczały codziennie na nasz stół przeróżnych odmian ryb, jak: sztokfisze, łososie, makrele, węgorze morskie, głowacze i t. p., z których przyrządzone potrawy urozmaicały przyjemnie zwykłą monotonność pożywienia okrętowego.
Wśród ptactwa dążącego na wszystkie strony horyzontu, spotykaliśmy przeważnie odmiany petreli, z pomiędzy których białe i niebieskie kształtnością swoją w szczególny wyróżniały się sposób. Nie mała też, dnia każdego, ciągnęła ilość albatrosów, a nawet w pewnej odległości zauważyłem „petrela olbrzyma,” którego ojczyzną są okolice cieśniny Magelańskiej, a który w swym siągu dochodząc stóp czternastu, dorównywa nawet wielkim albatrosom.
Ptaki jednak nie budziły ogólnie na naszym żaglowcu takiego zajęcia jak ryby, namiętne zaś zamiłowanie Hearna i jego ziomków do łowów na wieloryby, tłomaczyć można do pewnego stopnia samem ich pochodzeniem, gdyż Ameryka
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/138
Ta strona została skorygowana.
— 118 —