dach, skąd się on na statek nasz najął, spotyka się najróżnorodniejsze narodowości wśród marynarzy oczekujących tam pory łowów na wieloryby? A przez cały czas pobytu swego na Halbranie, trzymał się Hunt jak wiemy, zawsze tak zdaleka od wszystkich, że nikt z załogi nie znał dotąd nawet jego głosu.
Dziwaczność wszakże i odrębność jego zachowania się zwróciła przecież moją uwagę i zaciekawienie. I doprawdy, sam zrozumieć nie mogę teraz, co zaciemniało mój umysł, gdy niejedną uprzytomnię sobie chwilę, gdy wspomnę, jak już na wyspie Bennet, a następnie na Tsalal, widocznem było że ziemie te nie są mu zupełnie obce; z jakiem nawet rozrzewnieniem dotykał deski, która była szczątkiem żaglowca Oriona, i jak w czasie żeglugi nieustannie badał południowe strony morza.
Sam rysopis nawet Dicka Petersa zostawiony nam przez Pryma, owa krępa, przysadzista postać, nieproporcyonalnie rozwinięte kończyny, ogromna głowa z nadmiernem przecięciem ust, lub wreszcie całkiem wyjątkowa sita, zgadzały się najzupełniej z naszym dawnym Huntern — tak iż nie mogło tu być mowy o powątpiewaniu co do prawdy otrzymanego zeznania. Tylko dziki, okrutny wyraz, jaki niegdyś szpecił tę twarz
i wykrzywiał usta, które obok swej szerokości nie zakrywały nadmiernie długich zębów, wyraz ten, nadający jego fizyonomii, wedle słów Pryma: „jakąś szatańską wesołość” — znikł bez śladu z twarzy dzisiejszego Petersa. Widocznie przeżyte lata w różnorodnych warunkach, wstrząśnienia moralne i cierpienia fizyczne, może wreszcie samo obcowanie z Prymem, zmieniły i złagodziły dziką tę naturę, wpływając zarazem na wyraz twarzy.
Dlaczego jednak Dick Peters ukrywał się tak starannie ze swem właściwem nazwiskiem, już na Falklandach? Dlaczego nie wyjawił go nawet kapitanowi, którego cel podróży nie
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/208
Ta strona została skorygowana.
— 184 —