tek na dalszą podróż, jak do zapory lodowej, niechby było i do Tsalal...
— Tak nie jest — zawołał Len Guy wzburzony śmiałością Hearna. — Tak nie jest!... Ja was nająłem na całą
wyprawę, i mogę płynąć gdzie mi się podoba!...
— Przepraszam, kapitanie! — odparł Hearn pewny siebie — oto jesteśmy dalej, niż którykolwiek zokrętów zdołał się posunąć, prócz jednego Oriona. To też ja i moi towarzysze sądzimy, iż dosyć jest już tego, że trzeba nam wracać do Falklandów przed nadejściem zimy. Gdy nas tam odwiezie Halbran, możesz kapitanie płynąć z powrotem na Tsalal, albo gdzie ci się tylko będzie podobało, choćby nawat do samego bieguna...
Szmer zadowolenia dał się słyszeć wśród zgromadzonych. Widocznie więc Hearn wypowiedział zdanie swych towarzyszy z Falklandów, których liczba przeważała w załodze. Działać przeciw nim, wymagać posłuszeństwa od ludzi tak mało do tego usposobionych, byłoby rzeczywiście ryzykownem, byłoby czynem wprost nawet szalonym, który mógł narazić na bunt groźny i niebezpieczny dla wszystkich.
Ale Jem West przywykły do trzymania swych ludzi w wojskowej subordynacyi, zawołał z gniewem:
— Kto ci pozwolił mówić Hearnie!...
— Kapitan nas pytał, miałem więc prawo odpowiedzieć — rzekł tenże zuchwale.
Zwykle panujący nad sobą porucznik, rzucił się gwałtownie i byłby może czynnie poskromił Hearna, gdyby nie powstrzymał go kapitan, mówiąc:
— Uspokój się Jem, niema co robić, póki wszyscy nie zgodzimy się na jedno! Poczem zwracając się do bosmana:
— Jakie jest twoje zdanie, Hurliguerly? — zapytał.
— Moje zdanie — brzmiała odpowiedź — będzie zawsze zgodne z twemi rozkazami, kapitanie. Naszym obowiąz-
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/215
Ta strona została skorygowana.
— 189 —