Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/237

Ta strona została skorygowana.
— 209 —

tru nie ustawał, tak, iż w pełni rozwiniętych żagli podążać mogliśmy naprzód.
Próżno wszakże szukał kapitan ziem spodziewanych; straż w bocianiem gnieździe siedziała milcząca; ani mała wyspa, ani większy ląd nie zaznaczyły się w dali, czułem też, iż Len Guy tracił powoli resztki nadziei, która mu jeszcze dotąd pozostała. A jeżeli sam kapitan dochodził do tego stanu, czegoż mogliśmy się spodziewać od załogi? Należało więc, aby powstrzymać jawne oznaki niezadowolenia i buntu, przypomnieć im uczynioną przezemnie obietnicę, i o to prosiłem kapitana. Gdy zatem wszyscy zebrali się z jego rozkazu około wielkiego masztu, Len Guy rzekł do nich:
— Marynarze Halbranu! Od chwili opuszczenia wyspy Tsalal, żaglowiec nasz posunął się o 2 stopnie ku południowi, zawiadamiam was przeto, że zgodnie z uczynioną obietnicą przez pana Jeorling a zyskaliście 4,000 dolarów, które wam też wypłacone będą po zakończeniu tej wyprawy!
Słaby szmer zadowolenia był jedyną na to odpowiedzią, a okrzyk „hura!” wydany przez bosmana Hurliguerly i kucharza Endirota, przebrzmiał bez echa.