nad urządzeniem się w grocie; podjęliśmy też kilka wycieczek w głąb tego lądu antarktycznego, na którym mieliśmy pozostać, Bóg wie jak długo.
Wszędzie ziemia jałowa i twarda, wszędzie pustka zupełna. Niektóre tylko okolice wybrzeży pokryła twarda, kolczasta roślinka, służąca za pożywienie olbrzymim żółwiom, które się tam w wielkiej trzymały liczbie.
Po dość pochyłej spadzistości weszliśmy raz na wysoką, do 800 stóp górę. Z wycieczki tej obiecywaliśmy sobie wiele. Zawód wszakże był zupełny. Jak oko zasięgło, wszędzie te same wzgórza czarne i nagie; nigdzie znaku życia ludzkiego. Innym znów razem w blasku południowego słońca, przekonaliśmy się z pomocą lunety, że niewyraźne owe linie, spostrzeżone już dawniej w stronie wschodniej, zakreślały rzeczywiście wybrzeże dość obszernego lądu. Posiadając łódź, możnaby łatwo podpłynąć do niego; na cóżby się to jednak zdało? Prawdopodobnie i tam pustka zupełna, i tam wyżyćby nie mogli ci, których przybyliśmy szukać w tych stronach.
A jednak ziemie te leżały na tejże samej prawie szerokości no Tsalal, która przej zburzeniem tak bogatą była w roślinność, iż mogło żyć na niej tysiące krajowców, a przez 11 lat przebywali bez udręczeń głodu i zbytniego zimna, Wiliam Guy i jego towarzysze.
Dnia tego zaproponował kapitan nadanie nazwy lądowi, na który nas fatalizm losu rzucił. Imię „Halbran Land,” zdało nam się wszystkim najstosowniejsze, ku pamięci straconego naszego żaglowca, a łącząc w myśli dwa pokrewne sobie wypadki, ochrzciliśmy mianem Orion Sund, cieśninę, rozdzielającą owe dwa lądy podbiegunowe.
Ilość wielka ptactwa i zwierząt morskich znajdowanych u wybrzeży, zachęciła nas do łowów. Świeże mięso przysposobione przez Endirota, smakowało nam nieźle, a ponieważ łatwo było pochwycić żywe pingwiny, sporą ich liczbę zam-
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/321
Ta strona została skorygowana.
— 289 —
Sfinks lodowy.19