Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/343

Ta strona została skorygowana.
— 305 —

W obecnem usposobieniu naszych umysłów, nie dalecy byliśmy od uwierzenia, że potwór ów żywy rzuci się lada chwila na łódź naszą, by ją zmiażdżyć swemi pazurami.
Po pierwszej wszakże chwili niepokoju, zarówno mało rozumnego jak rozumowanego, poznaliśmy iż bryła to ta sama przy której nastąpiła zgubna dla nas katastrofa nadziania na lodowiec Halbranu, sen, w którym ujrzałem potwornego olbrzyma strzegącego tajemnic antarktycznych.
Zaledwie ochłonęliśmy z przykrego wrażenia pierwszej chwili, aż nowe wypadki wywołały nasze ździwienie, przerażenie nawet.
Jeżeli od jakiegoś już czasu Parakuta podążała ze zdwojoną szybkością, teraz siła jej ruchu przechodziła wszelką miarę, a żelazny hak pozostały nam z Halbranu, umocowany przez porucznika na przodzie łodzi, wyprężając coraz więcej trzymającego linki, odskoczył naprzód jakby ciągniony siłą nadzwyczajną. Zdawało się, iż hak ten holuje nas cudownie ku skale.
— Co to jest, co to znaczy? — zawołał Wiliam Guy.
— Przetnij bosmanie linki — przetnij je prędko — krzyknął Jan West, inaczej grozi nam rozbicie.
Hurliguerly spieszy wypełnić rozkaz porucznika. Zaledwie jednak zdążył przeciąć nożem jeden z węzłów, gdy reszta linek pęka, hak wraz z wyrwanym mu gwałtownie nożem, jak wyrzucony z procy kamień dąży ku skalistej masie.
W tejże samej chwili wszystkie przedmioty żelazne złożone na łodzi, jak broń nasza, naczynia kuchenne, piecyk Endirota, nawet noże z kieszeni, lecą w tym samym kierunku, a łódź zwolniwszy nieco w biegu, zatrzymuje się u podnóża skały.
Cóż się dzieje?... Czy znaleźliśmy się w owym świecie cudowności, które przypisywałem jedynie halucynacyom Pry-

Sfinks lodowy.20