ma? Czy też owo zjawisko niepojęte wypływa z przyczyn fizycznych?...
— To nasza łódź — to łódź Halbranu!... — woła Hurliguerly.
Tak rzeczywiście, była to łódź skradziona przez Hearna, lecz w jakimże stanie. Bez masztów, żagli i rudla, sterczały z niej tylko luźno trzymające się deski, nawpół połamane gwałtownem jakimś rozbiciem, i co dziwniejsza, wszelkie jej części żelazne, jak śruby od steru, okucia, zawiasy, gwoździe nawet, zniknęły bez śladu.
Ledwie zdołaliśmy to stwierdzić, gdy głos Jem Westa przywołał nas nieopodal, i z głębokiem wrażeniem ujrzeliśmy leżące na niskiem w tem miejscu brzegu, trupy, w których nie trudno było nam poznać Hearna, Marcina Holta i jednego z Falklandczyków. Trzech tylko — gdzież więc reszta załogi? Może zdołała ocalić tu swe życie? Lecz napróżne obeszliśmy skałę dokoła — żadnego śladu pobytu żywej istoty!...
— Prawdopodobnie, — zauważył Wiliam Guy — łódź rozbitą została w zetknięciu się z lodowcem — i gdy inni odrazu potonęli, tych wyrzuciła tu fala.
— Ale czemże wytłómaczyć — rzekł bosman — podobny stan łodzi?
— Tak jest — potwierdził Jem West — co znaczy ten zupełny w niej brak żelaza, iż zdawałoby się, że je ktoś jakby z rozmysłem pousuwał!
Zostawiwszy łódź naszą pod strażą dwóch ludzi, postanowiliśmy zbadać nieco dziwną tę skałę, której kształt wyraźnie już teraz występujący, tak osobliwie przypominał legendową postać sfinksa, a na powierzchni której pod wpływem powietrza i czasu, utworzyła się owa pleśń rdzy charakteryzująca stare metale.
I nagle w umyśle moim powstało przypuszczenie, pewność nieledwie.
Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/344
Ta strona została skorygowana.
— 306 —