Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyjaciele moi, rzekł Cyrus Smith, może statek ten chce zwidzić tylko wybrzeża wyspy? Może załoga jego wcale nie wyląduje? To rzecz możliwa. Bądź co bądź, powinniśmy starać się zataić naszą tu obecność. Młyn postawiony na Wielkiej Terasie najbardziej zwraca na siebie uwagę. Niech więc Ayrton z Nabem pozdejmują z niego skrzydła. Gęstszemi gałęziami przysłońmy także okna Pałacu Granitowego. Wszystkie ognie pogasić! Niechaj nic nie zdradza obecności istot ludzkich na tej wyspie!
— A nasz okręt? rzekł Harbert.
— Oh! on skryty bezpiecznie w przystani Balonowej, odparł Pencroff. Pozwalam tym łotrom, niech go znajdą!
Rozkazy inżyniera zostały natychmiast spełnione. Nab z Ayrtonem udali się na terasę i przedsięwzięli potrzebne środki, ażeby zatrzeć wszelki ślad zamieszkania. Podczas gdy zajęci byli tą robotą, towarzysze ich udali się na kraj boru Jakamarowego i zrzucili ztamtąd wielki stos gałęzi i wikliny, które miały utworzyć jakoby naturalną kurtynę i znieść otwory w ścianie granitowej. Równocześnie przygotowano broń i amunicję, tak, by w jednej chwili można z nich było zrobić użytek, wrazie niespodziewanego napadu.
Gdy wszystkie środki ostrożności przedsięwzięto, ozwał się Cyrus Smith:
— Przyjaciele moi, — a czuć było w jego głosie wzruszenie — gdy ci nędznicy będą chcieli