Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

podobnie daleko więcej musiało spać w środku okrętu. Zresztą, sądząc po głosach, zdawało się Ayrtonowi, że ich było około pięćdziesięciu. Na sześciu osadników wyspy Lincolna za wiele! Lecz wreszcie, dzięki poświęceniu Ayrtona, Cyrus Smith miał być powiadomionym dokładnie o sile nieprzyjacielskiej, i zastosować do niej dalsze postępowanie.
Nie pozostawało już zatem nic Ayrtonowi, jak tylko powrócić do towarzyszy i zdać sprawę z przyjętego na się posłannictwa; w tym celu miał już powracać na przód okrętu, by spuścić się ztamtąd w morze.
Wtem, człowiekowi temu, który — jak sam powiedział — chciał spełnić coś więcej niż obowiązek, wpadła do głowy myśl bohaterska. Powziął zamiar, poświęcić swe życie, by ocalić wyspę i osadników. Widocznem było, że Cyrus Smith nie mógł stawić oporu pięćdziesięciu zbójcom, opatrzonym w broń wszelkiego rodzaju, i że ci, bądź wtargnąwszy przebojem do Pałacu Granitowego, bądź wygłodziwszy oblężonych tamże osadników, musieli w końcu odnieść nad nimi zwycięstwo. I wtedy, wyobraził sobie swoich zbawców, tych, którzy go uczynili napowrót człowiekiem i to człowiekiem uczciwym, wymordowanych bez litości, ich pracę obróconą w niwec, wyspę ich przemienioną w jaskinię zbójecką! Powiedział sobie, że koniec końców on sam jest najpierwszą przyczyną całego tego nieszczęścia, dawny bowiem towarzysz jego, Bob Harvey, został tylko wykonawcą jego własnych pomy-