Noc upłynęła bez żadnego zdarzenia. Osadnicy byli ciągle w pogotowiu nie opuszczając „dymników.“ Korsarze ze swej strony, jak się zdawało, nie czynili żadnych kroków do wylądowania. Od chwili, gdy przebrzmiały ostatnie strzały za Ayrtonem, żaden huk, żaden hałas nawet nie zdradzał obecności statku korsarskiego w pobliżu wyspy. Mogło się było prawie wydawać, że korsarze, w przekonaniu, że mają do czynienia ze zbyt silnym nieprzyjacielem, podnieśli kotwicę i opuścili te strony.
Rzecz się jednak miała inaczej, i gdy dzień począł świtać, ujrzeli osadnicy wśród mgły porannej z dala niewyraźną masę. Był to Speedy.
— Przyjaciele moi, rzekł wtedy inżynier, zanim mgła całkiem opadnie, sądzę, że należy nam przedsięwziąć niektóre przygotowania. Tymczasem mgła zasłania nas przed oczyma korsa-
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
(Mgła się rozprasza. — Zarządzenia inżyniera. — Trzy poczty. — Ayrton i Pencroff. — Pierwsza łódź. — Dwa inne czółna. — Na wysepce. — Sześciu zbójów wylądowuje. — Statek podnosi kotwicę. — Bomby Speedy’ego. — Rozpaczliwe położenie. — Niespodziewany koniec.)