Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

— Lecz cóż stanie się z Nabem i Spilettem?... zapytał Pencroff.
— Potrafią połączyć się z nami gdy będzie trzeba. Bądź w pogotowiu, Ayrtonie. Teraz kolej na wasze karabiny, twój i Spiletta.
Przypuszczenie Cyrusa zdawało się sprawdzać! Speedy począł ruszać się na kotwicy i objawiać zamiar zbliżenia się ku wysepce. Przypływ miał trwać jeszcze półtora godziny, a ponieważ prąd morza już się był przełamał, więc łatwo było kierować statkiem według woli. Mimo to Pencroff, wbrew zdaniu Ayrtona, nie mógł jeszcze przypuścić, ażeby korsarze śmieli wprowadzić statek do kanału.
Tymczasem korsarze, którzy opanowali byli wysepkę, przenosili się zwolna na przeciwny jej brzeg, tak że tylko kanał oddzielał ich od wyspy. Będąc uzbrojeni tylko w broń ręczną, nie mogli nic złego zrobić osadnikom ukrytym w „dymnikach“ i przy ujściu Dziękczynnej; nie wiedząc jednak o tem, że ci zaopatrzeni są w dalekonośne karabiny, sądzili, że sami są także bezpieczni przed strzałami. Przebiegali więc swobodnie wysepkę i wałęsali się wzdłuż jej brzegów.
Nie długo jednak zostawali w tym błędzie. Karabiny Ayrtona i Gedeona Spiletta przemówiły nagle i musiały zapewne coś nieprzyjemnego powiedzieć dwom zbójom, bo od razu padli na ziemię.
Wtedy powstał ogólny popłoch. Reszta zbójów, nie zabrawszy ze sobą nawet swoich towarzyszów rannych lub zabitych, uciekła co