Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.

śmy ja z Ayrtonem zostali tutaj? zapytał marynarz.
— Poco? odparł Cyrus Smith. Nie Pencroffie. Nie rozłączajmy się!
Nie było chwili więcej do stracenia. Osadnicy opuścili „dymniki.“ Mały załom ściany granitowej zasłaniał ich przed okiem zbójów, lecz dwa lub trzy wystrzały i łomot kul roztrzaskujących skały, zwiastował, że Speedy znajdował się już niedaleko.
W jednej chwili wskoczyli do windy, podnieśli się do drzwi Pałacu Granitowego, gdzie Top z Jowem siedzieli zamknięci od wczoraj, i wpadli do głównej sali.
Był to czas ostatni, przez gałęzie bowiem zasłaniające okna Pałacu Granitowego, ujrzeli osadnicy, jak Speedy otulony chmurą dymu wpływał do kanału. Musieli nawet usunąć się na bok, strzały bowiem następowały jeden po drugim, a kule działowe biły na ślepo w opuszczony dopiero poczt u ujścia Dziękczynnej i w „dymniki.“ Od pocisków pękały skały, a każdemu wystrzałowi towarzyszyły dzikie okrzyki hurra!
Można się jednak było spodziewać, że korsarze oszczędzać będą Pałac Granitowy, dzięki pomysłowi Cyrusa, wskutek którego okna pozasłaniano gałęźmi, gdy nagle kula, wyłupawszy szerszy otwór wchodowy, wpadła do środka Pałacu.
— Piekło! Czy odkryto nas? zawołał Pencroff.
Być może, że zbóje nie dostrzegli osadni-