Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/090

Ta strona została uwierzytelniona.

pływ, zasilający wodozbiór Pałacu Granitowego i poruszający windę, zachowano troskliwie, i że w żadnym razie nie mogło zabraknąć wody. Obecnie, po podniesieniu windy, pałac Granitowy stawał się pewnem i wygodnem schronieniem, wyzywającem spokojnie wszelki niespodziany zamach.
Pracy tej zbyli się osadnicy z wielkim pospiechem, tak że Pencroff, Gedeon Spilett i Harbert znaleźli czas jeszcze na wycieczkę do Portu Balonowego. Marynarz mocno pragnął dowiedzieć się czy maleńka zatoka, w której spoczywał „Bonawentura“ nie odebrała odwidzin rozbójników.
— Bo właśnie — rzekł — uważałem, że ci dżentelmeni skierowali się ku południowemu wybrzeżu, jeżeli więc trzymali się tej linji, to jest obawa, że odkryli nasz mały porcik, a w takim razie nie dałbym i pół dolara za naszego „Bonawenturę.“
Obawy Pencroffa nie były bezpodstawne i wycieczka do Portu Balonowego wydała się wszystkim na czasie.
Po objedzie tedy 10. listopada wyruszył marynarz z towarzyszami, wszyscy dobrze uzbrojeni. Pencroff wpuszczając ostentacyjnie po dwie kule w każdą lufę swojej strzelby, potrząsał głową: znak nie zbyt dobrej wróżby dla każdego, co się doń nadto przybliży, „zwierzę czy człowiek“ jak mówił. Gedeon Spilett i Harbert wzięli także każdy swoją strzelbę — i tak, około trzeciej wszyscy trzej opuścili Pałac Granitowy.