To ostatnie przypuszczenie było tem możebniejsze, że właśnie upłynęły już dwa dni od jego odjazdu, a postanowiono, że ma powrócić o 10 w wieczór, lub najpóźniej 11 rano.
Osadnicy oczekiwali więc na pojawienie się Ayrtona na wyżynach Wielkiej Terasy. Nab i Harbert stanęli nawet w pobliżu mostu, ażeby go spuścić za przybyciem Ayrtona.
Ale o dziesiątej w wieczór, nie było o nim jeszcze ani słychu. Uznano tedy za stosowne wysłać nową depeszę, domagającą się natychmiastowej odpowiedzi.
Młotek elektryczny w Pałacu Granitowym ani drgnął.
Wówczas niepokój osadników dosięgnął wielkich rozmiarów. Coż się więc stało?
Czy Ayrton nie znajdował się już w zagrodzie, lub czy go pozbawiono swobody działania? Należałoż pospieszyć do zagrody mimo tak ciemnej nocy?
Poddano tę kwestję pod roztrząśnienie. Jedni chcieli wyruszać, drudzy radzili zostać.
— Kto wie — rzekł Harbert — może popsuł się przyrząd telegraficzny i dla tego nie funkcjonuje?
— To bardzo możebne — odparł korespondent.
— Czekajmy więc do jutra — ozwał się Cyrus Smith. Może w istocie Ayrton nie otrzymał naszej depeszy, albo też jego telegram nie doszedł do nas.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.