Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczekali więc, jak łatwo pojąć, — nie bez pewnego niepokoju.
Za pierwszym blaskiem świtu, 11 listopada, Cyrus Smith puścił raz jeszcze prąd elektryczny po drucie — i nie otrzymał żadnej odpowiedzi powtórzył to samo po raz drugi — z tym samym skutkiem.
— W drogę do zagrody! — zawołał wówczas.
— I to w porządnem uzbrojeniu! dodał Pencroff.
Natychmiast postanowiono nie zostawić Pałacu Granitowego bez obrony, ale powierzyć straż jego Nabowi. Po odprowadzeniu towarzyszów aż do potoku Glicerynowego, miał zwieść most i zaczaiwszy się za drzewem oczekiwać na powrót ich lub Ayrtona.
W razie zaś, gdyby piraci się zjawili i próbowali przejścia, miał starać się o powstrzymanie ich wystrzałami, a wreszcie wycofać się do Granitowego Pałacu, gdzie po podniesieniu windy, byłby zupełnie bezpieczny.
Cyrus Smith zaś, Gedeon Spilett, Harbert i Pencroff mieli udać się prosto do zagrody, a gdyby tam Ayrtona nie było, poszukać go w okolicznych lasach.
O szóstej rano inżynier i jego trzej towarzysze przeszli potok Glicerynowy, zostawiając za sobą Naba ukrytego po za lekkiem zagięciem skał, ocienionych kilku wielkiemi smokownikami, na lewym brzegu strumienia.
Osadnicy, zszedłszy z Wielkiej Terasy,