Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

skierowali się prosto ku zagrodzie. Każdy z nich niósł strzelbę na ramieniu w pogotowiu do strzału, w razie jakiegokolwiek nieprzyjacielskiego objawu. Dwa karabiny i dwie strzelby nabito kulami.
Z obu stron drogi gęstwina była nieprzebyta i z łatwością służyć mogła za schronienie złoczyńcom, mogącym dzięki swemu uzbrojeniu być nader groźnymi.
Osadnicy postępowali szybko i w milczeniu, Top poprzedzał ich, jużto biegnąc po drodze, jużto skręcając w las, niemy jednak wciąż i nie zdający się przeczuwać nic niezwykłego. A można było liczyć na to, że wierny pies nie da się podejść i że zaszczeka w obec najmniejszego cienia niebezpieczeństwa.
Idąc drogą, osadnicy szli jednocześnie za drutem telegraficznym łączącym zagrodę z Pałacem Granitowym. Przebywszy mniej więcej dwie mile drogi, nie zauważyli jeszcze żadnej przerwy na linji. Słupy znajdowały się w dobrym stanie, odosobniacze były nienaruszone, drut regularnie wyprężony. Jednakże od tego punktu inżynier zauważył, że to wyprężenie stawało się coraz mniej równem, a gdy przybyli do słupa Nr. 74, Harbert wyprzedzający resztę, zatrzymał się z okrzykiem:
— Linja przerwana!
Towarzysze przyspieszyli kroku i wnet stanęli w miejscu, kędy młodzieniec się zatrzymał.
Wówczas ujrzeli słup wywrócony i leżący w poprzek drogi. Przerwa tedy na linji została stwierdzoną i widocznem się stało, iż depesze