z Pałacu Granitowego nie mogły były dojść do zagrody, ani wysłane z zagrody do Pałacu.
— A jednak to nie wiatr wywrócił ten słup — zauważył Pencroff.
— O nie! — odrzekł Gedeon Spilett. Ktoś podkopał go od spodu, — widać w tem rękę ludzką.
— A co więcej drut jest zerwany — dodał Harbert pokazując dwa kawałki żelaznej nici, noszące na sobie ślady gwałtownego szarpnięcia.
— Czy zerwanie jest świeże? — zapytał Cyrus Smith.
— Tak jest — odrzekł Harbert — niewątpliwie stało się to bardzo niedawno.
— Do zagrody! do zagrody! — zawołał inżynier.
W tej chwili osadnicy znajdowali się na połowie drogi pomiędzy Pałacem Granitowym i zagrodą. Mieli więc tylko jeszcze dwie i pół mili do przebycia. Puścili się biegiem.
W istocie, należało się obawiać, że jakiś ważny wypadek wydarzył się w zagrodzie. Bez wątpienia Ayrton mógł wysłać telegram, który nie doszedł do celu i w tem nie było jeszcze dostatecznej przyczyny do niepokoju. Ale zjawiała się okoliczność bardziej zagadkowa: dla czego Ayrton przyobiecawszy się na wczoraj w wieczór, wcale się nie pokazał. Wreszcie i to nie mogło być bez powodu, że wszelka komunikacja pomiędzy zagrodą i Pałacem Granitowym była zerwaną — a któż inny mógł mieć w tem interes, jeżeli nie piraci?
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.