Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

zimne okłady na obiedwie rany biednego Harberta, pamiętając troskliwie o utrzymywaniu ich w ciągłej wilgoci.
Marynarz zaraz po wypadku rozniecił ogień na kominie zagrody, w której nie brakło na zapasach żywności. Cukier klonowy i rośliny lecznicze, te same które młodzieniec zebrał niegdyś na wybrzeżach jeziora Granta, ułatwiły przyrządzenie orzeźwiających ziółek, które wlano w usta Harbertowi, wciąż jeszcze nieprzytomnemu. Gorączka dręcząca biednego młodzieńca była nader silną. Minął cały dzień i noc a on wciąż jeszcze nie odzyskiwał przytomności. Życie jego zdało się wisieć na nitce, która się mogła zerwać lada chwila.
Nazajutrz, 24 listopada, Cyrus Smith i towarzysze jego zaczęli mieć niejaką nadzieję. Harbert dał znak życia. Otworzył oczy i poznał Cyrusa Smitha, korespondenta i Pencroffa. Wymówił nawet dwa czy trzy słowa. Nie wiedział jednak jeszcze, co się z nim stało. Gedeon Spilett zawiadomił go o wszystkiem, zaklinając zarazem aby się strzegł najmniejszego poruszenia, a z drugiej strony zapewniając go, iż życie jego nie znajduje się bynajmniej w niebezpieczeństwie i że rany przezeń otrzymane w kilka dni się zabliźnią. Harbert nie czuł prawie żadnego bolu, a woda którą bez ustanku skrapiano okłady, zapobiegała wszelkiemu zapaleniu ran. Ropienie rozwijało się całkiem normalnie, gorączka nie zwiększała się, można więc było się spodziewać, że straszliwa ta rana nie pociągnie za sobą ża-