Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

Pencroff utrzymywał okłady na ranach w stanie ciągłej wilgoci. Gedeon Spilett, że niemiał w danej chwili nic innego do roboty, zajął się przyrządzaniem jakiegoś pożywienia, nie spuszczając jednak z oka części zagrody dotykającej do ściany góry, z tamtej strony bowiem najprędzej można było się obawiać napadu.
Nie bez mocnego niepokoju czekali osadnicy na powrót Topa. Na kilka chwil przed jedynastą Cyrus Smith i korespondent z karabinami w ręku, zaczaili się za bramą, gotowi otworzyć ją za pierwszem szczeknięciem wiernego psa. Nie wątpili, że jeżeli tylko udało się Topowi szczęśliwie dostać do Pałacu Granitowego, Nab musiał go natychmiast odesłać z powrotem.
Tak stali obydwaj już około dziesięciu minut, gdy naraz zabrzmiał strzał a po nim ozwało się gwałtowne szczekanie.
Inżynier otworzył co tchu bramę i widząc jeszcze resztki dymu unoszące się w odległości stu kroków na skraju lasu, wypalił w tym kierunku.
Jednocześnie prawie Top wpadł do zagrody, i natychmiast brama za nim zapadła z trzaskiem.
— Topie! Topie! zawołał z niepokojem inżynier, przyciskając do siebie poczciwy ogromny łeb dzielnego psa.
Przy obróży znajdował się przytwierdzony bilet, który rozwinąwszy, Cyrus Smith znalazł następujące wyrazy, nakreślone wielkim charakterem Naba:
„Ani śladu piratów w około Granitowego Pałacu. Nie ruszę się z miejsca. Biedny p. Harbert!“