Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

bować jeszcze nie mieli czasu. Prawdopodobnie, jak zauważył Gedeon Spilett, rzecz cała odbyła się w sposób następujący. Sześciu piratów, po wylądowaniu na wyspę, udało się południowem jej wybrzeżem i przebiegłszy podwójne wybrzeże półwyspu wężowego a nie mając bynajmniej ochoty do zapuszczenia się w lasy Zachodniej Ręki, dotarło do ujścia potoku katarakty. Znalazłszy się zaś tam, prawym brzegiem rzeki doszli do góry Franklina i tu, co rzecz naturalna, szukając schronienia, odkryli zagrodę, naówczas niezamieszkaną. Usadowili się wniej tedy, prawdopodobnie z zamiarem wykonania w dogodnej chwili obrzydliwych zamiarów swoich. Przybycie Ayrtona musiało ich spłoszyć, spostrzegłszy jednak z kim mają do czynienia, pochwycili niewątpliwie tego nieszczęśliwca i... resztę łatwo już było odgadnąć.
Obecnie łotry te, wprawdzie już tylko w pięciu ale dobrze uzbrojeni, musieli włóczyć się po okolicznych lasach, tak, że chcieć się w nie zapuścić, byłobyto nastawić się na ich ciosy, bez możności odparcia lub uprzedzenia niebezpieczeństwa.
— Czekać!... To tylko nam pozostaje w tej chwili! — powtarzał Cyrus Smith. Skoro Harbert wyzdrowieje, będziemy w możności urządzenia obławy na całej przestrzeni wyspy i damy wreszcie radę tym zbójcom. Rzecz ta nawet musi być kardynalnym celem naszej wielkiej wyprawy, równie jak...
— Odszukanie naszego tajemniczego opie-