Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

byli wielkiej biegłości w opatrywaniu chorego młodzieńca. Wszystką bieliznę znajdującą się w zagrodzie na to poświęcono. Rany Harberta, pokryte szarpiami i okładem nie były ani zbyt, ani niedostatecznie sciśnięte, ale o tyle aby sprowadzić zabliźnienie się ich, bez wywołania zapalnej reakcji.
Korespondent przykładał do tych opatrywań szczególną staranność, wiedząc dobrze, co znaczą, i wciąż powtarzał swoim towarzyszom zdanie, którego słuszność większa część medydów chętnie uznaje: że niewątpliwie rzadziej się zdarza widzieć dobrze opatrzoną ranę, aniżeli dobrze wykonaną operację.
Po upływie 10 dni, 22 listopada, stan Harberta widocznie się polepszył. Młodzieniec począł już nawet przyjmować nieco pokarmu. Rumieńce powracały mu na lica a poczciwe oczy jego zaczynały się uśmiechać do otaczających jego łoże. Mówił już nawet po trochę, pomimo wszelkich wysileń Pencroffa, który chcąc mu przeszkodzić, plótł bezustanku, opowiadał najnieprawdopodobniejsze awantury. Harbert pytał po kilkakroć o Ayrtona, którego nieobecność dziwiła go, wiedział bowiem, że powinien był znajdować się w zagrodzie. Marynarz jednak, nie chcąc zasmucić młodzieńca, poprzestał na odpowiedzeniu, że Ayrton połączył się z Nabem i obadwaj pilnują Granitowego Pałacu.
— Ha!... wołał od chwili do chwili — a cóż panowie rozbójnicy! To mi dżentelmeni, nie mający prawa do najmniejszego miłosierdzia. A