p. Smith chciał apelować do ich sentymentów!... Dałbym ja im sentyment, ale ołowiany i to dobrego kalibru!
— I nie pokazali się już od tego czasu? — spytał Harbert.
— Nie, moje dziecię — odpowiedział marynarz — ale znajdziemy my ich, i jak wyzdrowiejesz, przekonamy się, czy ci nędznicy odważni gdy godzą z tyłu, ośmielą się nam stanąć twarzą w twarz!
— Jestem jeszcze bardzo bezsilny, mój biedny Pencroffie!
— E! Wrócą ci siły powoli! Cóż to znaczy strzał przez piersi! Ot żarcik i kwita! Nie takie już rzeczy widziałem a nie mam się dla tego gorzej!...
Wszystko tedy zdawało się jak najlepiej układać i z wyjątkiem jakiej niespodzianej komplikacji, wyleczenie zupełne Harberta można było uważać za pewne. Jakieżby jednak było położonie osadników, gdyby się stan jego pogorszył, gdyby naprzykład, kula była została w ciele, lub jeśliby ramię albo nogę amputować było potrzeba!
— Nie! — odzywał się nieraz Gedeon Spilett — nigdy nie mogę pomyśleć o podobnej ostateczności bez zadrżenia!
— A jednakże — gdyby tego była potrzeba — odrzekł mu pewnego dnia Cyrus Smith — nie byłbyś się wahał działać?
— Nie, Cyrusie! — odpowiedział Gedeon
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.