powiedzieć cudownej ulegli zagubie, sześciu z nich jednakże uniknęło katastrofy. Ci wylądowali na wyspę — a dzisiaj pięciu z nich, którzy jeszcze pozostali, niepodobna było prawie pochwycić. Ayrton został niewątpliwie zamordowanym przez tych nędzników, posiadających broń palną i władających nią tak dobrze, że przy pierwszym wystrzale, kula ich ugodziła Harberta prawie śmiertelnie. Nie byłyż to przypadkiem pierwsze ciosy nieprzychylnej doli, która odtąd miała dręczyć osadników? Oto zapytanie, które wciąż stawiał sobie Cyrus Smith!... Oto troska, którą się bezustannie dzielił z korespondentem i obudwom im zdawało się także, że i pomoc owa osobliwa, której dotychczas tak skutecznie doznawali, teraz ich opuściła. Czyżby ta istota tajemnicza, której istnieniu, ktokolwiek by ona nie była, nie podobna było zaprzeczyć, czyżby ów opiekun opuścił wyspę? A może i sam uległ z kolei losu jakiemu nieszczęściu?
Na te zapytania wszelka odpowiedź była niepodobieństwem. Niech sobie nikt jednak nie wystawia, iżby Cyrus Smith i jego towarzysz dla tego, że rozmawiali o tych rzeczach, mieli być ludźmi zdolnymi do rozpaczy. Bynajmniej! Zdawali sobie jasno sprawę ze swego położenia, rozbierali wszystkie jego strony, przygotowywali się na wszelki wypadek, wyprostowali się odważnie i spokojnie w obliczu przyszłości — a jeśli jakie przeciwności miały na nich uderzyć — znajdą dwóch ludzi gotowych do nieustraszonej walki.
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.