to znaczy odjęłyby dwie strzelby do obrony, w razie napadu w drodze.
Tymczasem nie możnaż było użyć wózka i tym sposobem zostawić wszystkie ręce na swobodzie. Nie dałożby się umieścić na nim materaców, złożyć na nich Harberta i posuwać się z ostrożnością, usuwającą wszelkie stuknięcie?... Owszem, można było.
Wytoczono więc wózek. Pencroff zaprzągł doń onagasa. Cyrus Smith i korespondent podnieśli materace z Harbertem i umieścili go w głębi wózka, pomiędzy dwiema firankami. Pogoda była prześliczna. Jasne promienie słońca przebijały się przez gałęzie drzew.
— Broń czy w pogotowiu? — zapytał się Cyrus Smith.
Wszystko było w porządku. Inżynier i Pencroff, każdy uzbrojony w dubeltówkę i Gedeon Spilett z karabinem swoim w ręku mogli wyruszać.
— A ty, Harbercie, jak się czujesz? — spytał inżynier.
— Ach, panie Cyrusie, — odrzekł młodzieniec, bądź spokojny, nie umrę w drodze!
Widać jednak było, że biedny chłopiec mówiąc to, skupiał całą energję i ze szczytnem wytężeniem woli przytrzymywał siły, gotowe go lada chwila opuścić.
Inżynier czuł, jak mu się serce boleśnie ściska na ten widok. Zawahał się raz jeszcze z wydaniem hasła do odjazdu. Ale wyrzec się
Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.